Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z zespołem Vincent, mimo że grupa powstała jeszcze w latach 80-tych i ma na koncie kilka płyt. Mimo sukcesów odniesionych w latach 90-tych, zespół został zawieszony, by reaktywować się kilka lat temu i powrócić do aktywności studyjnej. „Space” to chyba najbardziej spektakularne dzieło grupy. Zaczynając od bardzo dopracowanej i stylowej muzyki, o czym więcej poniżej, przez współpracę z laureatem nagrody Grammy – producentem Voytkiem Kochankiem, a kończąc na trójwymiarowej okładce płyty. Brzmi nieźle, prawda?
Muzyka proponowana przez Vincent to zasadniczo hard rock, ale taki, który zdecydowanie lepiej brzmi niż „wygląda na papierze”, gdy się o nim pisze. Podstawą są oczywiście potężne gitarowe riffy, bardzo nośne, które doskonale napędzają większość kompozycji. Napisałem większość, ponieważ nie wszystkie utwory na płycie to typowe hard rockowe petardy. „Ocean Łez” może nie jest balladą, ale to znacznie spokojniejszy kawałek, nastrojowy, z długim, przyjemnym refrenem. Za to „Uciekaj Stąd” to już na pewno ballada, i to power, ze względu na mocniejszy refren, emocjonalnie zaśpiewany przez lidera – wokalistę Piotra Sonnenberga. Jednak, nawet te mocniejsze kawałki są dość zróżnicowane brzmieniowo mimo, że oparte na podobnych patentach. „Nie Bój Się”, „Niewinne Dzieci” i „Karma” to absolutne hity – przebojowe, melodyjne, z ekspresyjną solówką gitarową (pierwszy), mądrym tekstem (drugi) i dużym uczuciem, ale bez ckliwości (trzeci). „Szepty” są nieco wolniejsze, utwór jest prowadzony przez masywny riff gitarowy, a klawisze tworzą fajny, „kosmiczny” klimat (w końcu, tytuł albumu zobowiązuje). Z kolei w utworze „Tylko Słowa” słychać echa hard rocka z lat 80-tych i lekki powiew glam rocka. Dość mroczny „Wbij Szpony” kojarzy mi się za to z solową twórczością Ozzy’ego Osbourne’a. Końcówka albumu jest najmocniejsza w zestawie, to już czyste hard’n’heavy, z czego „Wiatr Północy” jest bardziej hard, a „Aż Po Blady Świt” bardziej heavy.
Brzmienie albumu od strony czysto technicznej, produkcyjnej jest bez zarzutu. Słychać, że wziął się za to fachowiec. Odpowiedzialny za mix i mastering „Space”, Voytek Kochanek, w swojej karierze współpracował z takimi wykonawcami jak Ozzy Osbourne, Steve Vai czy Queensryche. Facet zna się na swojej robocie. Osobną kwestią, o której również warto wspomnieć, jest okładka płyty. Obrazek na froncie jest nie tylko ładny i ciekawy, ale przede wszystkim trójwymiarowy, co robi duże wrażenie. Osobiście, nie do końca pasują mi tam twarze artystów, ale to tylko moje prywatne odczucie.
„Space” to album, który śmiało można określić ładną zawartością w ładnym opakowaniu. Nowoczesny, ale niebezduszny hard rock w wykonaniu muzyków Vincent doskonale się sprawdza i spokojnie poradziłby sobie bez całej otoczki i znanych nazwisk. Nie zmienia to faktu, że oryginalna okładka wzbogaca całość i wyróżnia ją na rynku. Dużą zaletą są też dobre, polskie teksty, do których zdaje się przekonywać coraz większa ilość polskich artystów. I słusznie, bo angielskich tekstów nasłuchamy się wystarczająco u wykonawców amerykańskich, brytyjskich czy skandynawskich. A stworzyć dobre teksty po polsku to już nieco trudniejsza sztuka, ale warto ją pielęgnować.
Gabriel Koleński