Anvision „Love & Hate” 2020 **** (4/5)
„Love & Hate” to trzeci album w dyskografii zespołu z Tarnowa. Muzycy w trzecim podejściu do zaprezentowania muzyki swoim słuchaczom tradycyjnie nie sili się na wymyślanie czegoś, co w muzyce dawno zostało już wymyślone. Zresztą zapewne zespołowi o to nawet nie chodziło. Anvision to band składający się z doświadczonych muzyków, którzy dokładnie widzą co i dlaczego chcą przekazać słuchaczom w swojej muzyce. Grają po prostu swoje. Stylistyczną drogę obraną na pierwszym debiutanckim albumie „Astralphase” (2012) grupa skutecznie kontynuowała na drugim krążku z 2016 roku „New World”, by z powodzeniem zaprezentować hardrockowe, ocierające się również o progresywno-metalowe klimaty swoją najnowszą muzykę na wydanym bieżącym roku „Love & Hate” . Tradycyjnie zespół poważnie potraktował swoich fanów, udostępniając im zestaw świetnie dopracowanych, energetycznych, zagranych z polotem i zręcznie zaaranżowanych ośmiu kompozycji. Oprócz hardrockowych i nawet heavy metalowych brzmień mamy także możliwość posłuchania pięknej ballady, bo „Homeless Heart” to przyjemna piosenka, która daje słuchaczowi na moment odetchnąć od rockowego pędu, choć wcale utwór stylistycznie ani na moment nie pozwala zapomnieć, że mamy do czynienia właśnie z zespołem Anvision. A to już duża sztuka, znamionująca wysokie umiejętności oraz kunszt muzyczny oraz co ważne producencki. Nadal świetny wokal Marka Ostrowskiego (im starszy tym lepszy, bardziej charakterystyczny, a swoją drogą Panie Marku, jak Pan to robi, że z płyty na płytę śpiew jest coraz lepszy ?) nadaje poszczególnym kompozycjom niepowtarzalny klimat. Sprawna gra sekcji rytmicznej (Karol Wadowski – Marcin Duchnik) oraz równe partie gitarowe, na szczęście bez zbędnych udziwnień, idealne w swojej prostocie zaserwowane przez Grzegorza Ziółka, uzupełniają subtelne brzmienia instrumentów klawiszowych Waldemara Różańskiego. Anvision nie pozwala nudzić się swoim odbiorcom. Mimo, że słuchamy starego dobrego hardrockowego rockandrola, to wbrew pozorom w zaproponowanym zestawie utworów nie dzieje się nic przewidywalnego, co znudziłoby potencjalnego słuchacza. W warstwie tekstowej też nie mamy do czynienia z jakimiś niespodziankami. Tarapaty sercowe w sprawach damsko-męskich nigdy nie były obce muzykom i chętnie używane w artystycznych przekazach. Tutaj Anvision tylko przezornie ostrzega, że ta linia pomiędzy miłością i nienawiścią jest bardzo cienka, ale czy też można kochać nienawidząc?
Karol Guber