„Vanity Of Sounds” to niesamowita muzyczna opowieść. Spotkałem się z opinią, że jest to muzyczna opowieść o Klausie Schulze, czyżby zatem album „Vanity Of Sounds” był swego rodzaju artystycznym – dźwiękowym autoportretem Mistrza? Z jednej strony trudno taką opinią się zgodzić, ale gdybyśmy wzięli pod uwagę swego rodzaju podsumowanie muzycznej drogi Klausa Schulze, zamykającej się w przestrzeni dźwięków sekwencyjnych, minimal i ambientowych kosmicznych podróży to ta muzyka składająca się z czterech charakterystycznych brzmieniowo i zgodnie stylistycznie skonstruowanych kompozycji już po pierwszych nutach jednoznacznie kojarzą się z twórczością Klausa Schulze. Zatem teoria o muzycznym autoportrecie artysty jest tutaj jak najbardziej prawidłowa. Muzyczne menu płyty rozpoczyna niezwykle smakowita tytułowa suita. Charakterystyczny powolny, stonowany wstęp, który stopniowo przeradza się w coraz szybszą kosmiczną jazdę, by po kilku minutach nabrać niezwykle rytmicznego tempa.
Ambientowy przyśpieszony lot, to znak rozpoznawczy dla twórczości Mistrza, to esencja Jego niepowtarzalnej muzyki. „Vanity Of Sounds” po ponad siedemnastominutowej podróży zostaje niejako wchłonięty przez kolejną przepiękną kompozycję. „Sacred Romance” rozpoczyna się na ostatnich nutach pierwszej kompozycji. W tle pejzażowy koloryt utrzymany przez dźwięki syntezatorów, który po kilku minutach zostaje uzupełniony przez sekcję rytmiczną i dźwięki imitujące gitarę. A wszystko to spięte jeszcze w ledwo słyszalny, delikatny śpiew chóru. Trzeci utwór na płycie „The Wing Of Strings” jawi nam się jako niespokojna sekwencja muzyczna z podniosłym muzycznie tłem i charakterystycznym dźwiękowym rytmem ze zmianami tempa prezentowanej muzyki, tak charakterystycznymi dla Klausa Schulze. Kolejna kompozycja i najdłuższa zatytułowana „From Words To Silence” rozpoczyna przetworzony przez syntezator głos, a w tle rozbrzmiewa tajemnicza niemal z sensacyjnego filmu muzyka, stwarza niesamowitą już na samym początku utworu atmosferę. Pozornie leniwie sączące się dźwięki urozmaicone przez dodatkowe efekty dźwiękowe, z których niemal upiorny głos wprawić może słuchacza w trwogę lub strach. Niemal w połowie kompozycji rytm i przetworzone upiorne głosy burzliwie wręcz ustępują miejsca stonowanej muzyce, niemal oratoryjnej w swojej wymowie i stylu. Trzecia część suity to przepięknie skomponowana i wykonana sekwencja, w niezwykle spokojnym tonie, tak jakbyśmy powolutku dryfowali gdzieś wysoko w kosmicznej przestrzeni.