Są takie płyty, które przekonują do siebie od pierwszych dźwięków, są i takie które dopiero po jakimś czasie hipnotyzują i niepostrzeżenie wciągają w swój świat, nie pozwalając się uwolnić. Są też takie, do których mimo ponawianych prób nie potrafię się przekonać. Gdzie leży przyczyna? Nie ma tu prostych reguł, zastanawiam się nad tym fenomenem od paru dziesiątków lat. Znaczącą rolę odgrywa niewątpliwie autentyzm przekazu, ale to nie wszystko. Dobrze, gdy muzyka ma w sobie jeszcze „to coś”, magnetyczne, nieuchwytne, niedefiniowalne... Z całą pewnością do tej pierwszej grupy zaliczę pierwszą z dzisiejszych propozycji. To album Zapomnij całe zło (2018) pochodzącej z Jasła grupy Tug Boat. Zespół działa od ponad dekady, a wspomniany krążek poprzedziły wydawnictwa Krucha Konstrukcja Umysłowa (2009), dwie EP (W Cieniu Niepamięci 2010 i Trochę Odwagi w Płynie 2011), wydany samodzielnie singiel Koan (2013) oraz Asystolia z 2014. Jak widać - nie są nowicjuszami. Sporo koncertują, zbierają nagrody. Jak grają? Ciężkie gitary, mocna, napędzająca całość perkusja i pełen emocji wokal. Niby niewiele, typowo, ale bierze. Kolejny dowód na to, że stylistykę ciężkiego rocka można definiować na wiele sposobów. Sama zabawa konwencją to zbyt mało. Rock już wielokrotnie udowodnił, że podstawą sukcesu (prócz oczywiście spójnej wizji i jakiegoś warsztatu) jest szczerość. Taka właśnie jest płyta chłopaków z Jasła. Powalająca ściana dźwięku, ale też zabawa brzmieniem. Jest szybko i zdecydowanie, choć są nieliczne i pełne finezji fragmenty liryczne. To dowód na to, że obrany kierunek traktują elastycznie. Śpiewają po polsku i tworzą własne teksty. Piszą je wspólnie, nie siląc się na przejmujące poetyckie metafory. Mimo to każdy utwór to bolesne i bardzo intymne wyznanie. Piszą o śmierci, odrzuceniu, miłości, cierpieniu i tęsknocie. Ich twórczość to nieskrępowany krzyk młodego pokolenia, które targane kryzysami wartości i budzącymi się uczuciami próbuje znaleźć własny przepis na otaczający świat. Nie jest to łatwe, nic dziwnego, że rodzi bunt. Nie dziwi więc motto albumu „Obudź się i krzycz! Krzycz z całych sił!”, wywodzące się z utworu początek końca//127. Stylistycznie oscylują na pograniczu metalu i rocka progresywnego, tworząc jednak spójną, konsekwentną i bardzo emocjonalną całość. Mają podobne doświadczenia, rozumieją się bez słów, lecz nie idą na łatwiznę. Muzyka pozwala dać upust uczuciom. Energii mają sporo, niczym tytułowy holownik, który swą mocą jest w stanie pociągnąć fanów w niezbadane rejony. To działa niczym sprzężenie zwrotne, bo oddana i żywo reagująca publiczność nadaje sens ich twórczości i mobilizuje do dalszej pracy. Album Zapomnij Całe Zło stworzył kwartet: Marcin „Spider” Czarnecki – śpiew, Maciek Ochałek – gitara, Leszek Ochałek – perkusja oraz Bartek Jedziniak – gitara basowa. To dobra płyta, przemyślana i szczera. Jest tu wprawdzie głośno i bez kompromisów, a jednak znalazło się miejsce dla delikatnego instrumentalnego utworu Apus, który w zadziwiający sposób wtapia się w ciężkie riffy, nie odstając od płyty i nie tworząc dysonansu. Tu brawa dla Macieja Ochałka i jego gitary. Z całości wyróżniają się też balladowe Lustra, utrzymane w nieco garażowym, surowym klimacie. Na słowa uznania zasługuje Marcin Czarnecki, prezentujący spore umiejętności wokalne i bogatą paletę nastrojów. Jak dowodzą dwa utwory bonusowe – nieźle również śpiewa po angielsku, co niewątpliwie może pomóc grupie w zdobyciu szerszego grona odbiorców. Reasumując – mimo drobnych minusów naprawdę niezła, godna polecenia płyta. Duży plus za nieskrywane emocje i szczerość przekazu. Myślę, że będę do niej wracał.
Krzysztof Wieczorek